24.03.2015

01. Troubles comes around

Weszłam do domu dynamicznym krokiem, wściekła trzaskając drzwiami. Moja szczęka była zaciśnięta, a moje ciało drżało z emocji. Miałam tylko nadzieję, że ojca nie ma w domu, bo to przyprawiłoby mi dodatkowo problemów. Rzuciłam swoją czarną, modną torbę na blat w kuchni i mocno szarpnęłam za uchwyt lodówki, po czym wyjęłam z niej sok jabłkowy. Nie wysilałam się już by sięgnąć po szklankę i wypiłam zawartość z gwinta. Po przełknięciu, odchyliłam głowę do tyłu, zaczynając brać głębokie wdechy i wydechy, by się uspokoić. Byłam bardzo zdenerwowana, a w mojej głowie kotłowały się myśli. Ponownie zalazłam za skórę nieodpowiednim osobom w szkole, ale to nie była moja wina, że tak mnie prowokowali, nie dam się nigdy obrażać. Już od początku 10 klasy uchodzę za tą "drapieżną kocicę" lub "ostrą biczys" jak to określać mają w zwyczaju zazwyczaj chłopaki ze starszych klas. Częściej zadawałam się, ze starszymi w szkole, bardziej mnie rozumieli, byli dojrzalsi i lepiej spędzało się z nimi czas. Jednak taki jeden z drugim, mądrala potrafi czasem wkurwić i to nie na żarty, a ja jako wybuchowa dziewczyna, nie zawsze nad sobą panuję. Nie uważajcie mnie za jakąś buntowniczkę, zawsze miałam dobre oceny, nauka nie sprawiała mi większych problemów, nawet sprawdziany nie były dla mnie jakąś ogromną męką. Od kiedy mama wyjechała do pracy, daleko od domu, wszystko jakoś zaczęło się komplikować. Nagle zostałam sama, zero wsparcia, zero zrozumienia, po prostu sobie żyłam, nie przykuwając nigdy nikogo uwagi - no chyba, że coś przeskrobałam, moje błędy zawsze ktoś dostrzegał. Dlatego zaczęłam zadawać się z różnym towarzystwem. Westchnęłam przeciągle i ciężko pod nosem, po czym odstawiając napój na swoje miejsce, udałam się po kremowych, lśniących schodach umieszczonych w małym korytarzyku między kuchnią a salonem, do swojego pokoju. Idąc związałam swoje średniej długości, blond włosy w wysoki koński ogon. Uwielbiałam wysokie kucyki. Zbliżała się dopiero 17, ojciec kończył pracę zazwyczaj koło 19 więc nie musiałam martwić się o jego wcześniejszą obecność. Nie miałam z nim zbyt dobrych kontaktów. Jedyne co potrafił to oceniać moje zachowanie, które w jego oczach zawsze jest złe. Nie ma bladego pojęcia o wychowywaniu, ale nie dziwie mu się, bo w końcu nigdy tego nie robił, zawsze wszystkim zajmowała się mama. Słyszałam ostatnio jego rozmowę z jakimś kolegą z pracy, ma zamiar poszerzać jakieś horyzonty i zainwestować w kogoś wyjątkowo zdolnego do zarabiania kasy, ale dokładnie nie wiem o co chodzi. Nigdy nie wdrażałam się w sprawy Bloom's Campagne - była to rodzinna firma założona przez mojego pra pra dziadka. Przynosiła sporo pieniędzy i tylko to mnie w niej interesowało. Zdjęłam swoją czarną, z koronkową górą, bokserkę i zostałam w samym staniku, tak zawsze było mi najwygodniej. Położyłam się na swoim dużym, miękkim łóżku i odblokowałam telefon, sprawdzając nowe wiadomości. Uśmiechnęłam się widząc, że dostałam jedną od Liv, mojej najlepszej przyjaciółki. Miałyśmy podobne charaktery, byłyśmy szalone, spontaniczne i starałyśmy się myśleć pozytywnie, jednak u niej to ostatnie wychodziło znacznie lepiej, po za tym była twardsza i bardziej stanowcza, czego czasami bardzo jej zazdrościłam.
Za 20 minut będę pod twoim domem z butelką naszej ulubionej wytrawnej, mam nadzieję, że będziesz już gotowa na niezłą zabawę :*
Zawsze wiedziała, jak poprawić mi humor za co jeszcze bardziej ją kochałam. Zaczesałam swoje włosy do góry i opadłam całkowicie na łóżko, by odpocząć przed spotkaniem z Olivią. Znając życie, na pewno wyciągnie mnie na jakąś imprezę, ale właśnie tego chciałam. Kiedy tańczyłam pod wpływem dużej ilości alkoholu, moje ciało rozluźniało się, a w mojej głowie wreszcie nie było bałaganu, jaki miałam na co dzień. Czułam się wtedy tak jakbym wyszła ze swojego ciała i wskoczyła w drugie, silniejsze i lżejsze od wszystkich problemów i zamartwień. Zamknęłam oczy i wdychałam spokojnie powietrze, było mi wygodnie i ciepło, kusiła mnie taka opcja spędzenia reszty dnia, ale wiedziałam, że potem bym tego żałowała, zapewne jak zwykle moja kochana przyjaciółka obsypałaby mnie tysiącem zdjęć, pokazującymi jak wspaniale się bawi i żebym żałowała, że nie ma mnie z nią. Dzisiaj nie chciałam specjalnie szaleć, postanowiłam wypić nie więcej niż 2 drinki. Pokiwałam głową sama do siebie, upewniając się do mojego planu i wstałam leniwie z perfekcyjnie pościelonego łóżka, jakie zostawiła po sprzątaniu nasza domowa gosposia. Wyjęłam z szafy dopasowaną, czarną, sięgającą do połowy ud sukienkę, była wyzywająca, ale nie dziwkarska, właśnie taki był mój styl, wiedziałam, że innym również się podoba. Uśmiechnęłam się na wspomnienia tych wszystkich podnieconych facetów,patrzących na mnie jak na chodzący seks. Może było to nawet miłe, ale kiedy pomyślę sobie, że to jedynie obrzydliwe, pijane typy szukające jakiejś młodej, niedoświadczonej laski na noc, od razu mam ochotę zwymiotować. Wyrzuciłam z głowy ohydne myśli i poszłam poszukać jakiejś ładnej, koronkowej bielizny, nie chciałam jej nikomu pokazywać, jednak sama dla siebie lubiłam czuć się seksownie. Pomalowałam ostro oczy, jednak usta tylko delikatnie musnęłam szminką w kolorze neutralnego różu, założyłam czarne szpilki na platformie, po czym otworzyłam okno. Ojciec nigdy nie wchodził do mojego pokoju i nie wiedział kiedy wychodzę, był tak zajęty pracą, z którą nie mógł nawet rozstać się w domu, że ja stawałam się dla niego powietrzem. Przeniosłam jedną nogę za framugę okienną, uważając by nie spaść. Mimo, że mieszkałam w domu jednorodzinnym, nie należał on do najniższych, tym bardziej, jeżeli mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Ostrożnie ułożyłam piętę na jednej gałęzi drzewa, które znajdowało się tuż koło mnie. Gdyby ktoś teraz stał nade mną, z pewnością miałby wspaniały widok na "podziwianie" mojej dolnej części od bielizny, stałam w takim rozkroku, jakbym miała zaraz wykonać szpagat. Jednak nie przejmowałam się tym, starając skupić się na kolejnych krokach. Puściłam się ściany w moim pokoju i szybko przerzuciłam dłonie na korę drzewa. Oddychałam nerwowo, mimo że uciekałam tak praktycznie codziennie, zawsze moje ciało ogarniała jakaś panika i pytania "a co będzie jeśli spadnę". Kiedy moja noga już prawie dotykała trawy, obcas, który na niej miałam zahaczył o jakąś malutką gałązkę.
-Kurwa - jęknęłam cicho pod nosem cmokając ze złości, wiedziałam, że tak będzie. Zaczęłam ruszać nogą, starając się wygiąć ją tak, by wydostała się z drzewnej pułapki i bym spokojnie dotarła na ziemię. Powoli odzyskiwałam nadzieję, kiedy gałąź na której zwisałam, obsunęła się i z głośnym piskiem wydobytym z moich ust, wylądowałam na twardym asfalcie. Syknęłam czując jak beton wbija się w moją kość ogonową, definitywnie zbiłam sobie tyłek. Podparłam się rękoma i delikatnie próbowałam wstać. Usłyszałam nad sobą cichy chichot, który dobrze znałam. Uniosłam wzrok ku górze i ujrzałam rozbawioną do łez, szatynkę. Wywróciłam tylko oczami i wyciągnęłam do niej dłoń, chcąc by pomogła mi wstać.
-To wcale nie było śmieszne, panno Thorne - burknęłam starając się brzmieć poważnie, jednak słysząc jej pogłębiający się na silę coraz to bardziej śmiech, również nie mogłam pohamować swojego własnego. Przytuliłam się do niej mocno i starałam się uspokoić oddech, który przyśpieszył w momencie mojego upadku i przez śmiech nie był w stanie zwolnić. Poczochrałam ją po perfekcyjnie ułożonych włosach i oderwałam się od niej, ponownie zaczynając się śmiać z jej oburzonej miny.
-Dobra już się nie złość, masz tą wódkę? - spytałam retorycznie wyjmując z jej dłoni litrową, szklaną butelkę. Uśmiechnęłam się cwanie patrząc na zawartość, po czym idąc do samochodu, upiłam dwa łyki gorzkiej cieczy. W drodze do jednego z naszych ulubionych klubów, wygłupiałyśmy się i śmiałyśmy w niebogłosy. Procenty alkoholu pomału zaczęły przejmować kontrole nad naszymi drobnymi ciałami, jednak wciąż trzymałyśmy się twardo. Weszłyśmy już lekko chwiejnym krokiem do środka, przepychając się wśród ludzi. Od razu przysiadłyśmy się do baru, zamawiając na sam początek jak najmocniejsze drinki. Chciałam by ta noc pozwoliła mi zapomnieć o wszystkim i miałam zamiar właśnie tego dokonać.

Uderzałem mocno w czerwony worek, wyładowując wszystkie emocje jakie w sobie kryłem. Złość, nienawiść, zranienie, pragnienie, szczęście... to wszystko nie trzymało się kupy ale właśnie to odczuwałem. Mój oddech znacznie przyspieszył, a na moim nieźle umięśnionym ciele pojawiały się kropelki potu. Moje uderzenia stawały się coraz mocniejsze a adrenalina w moim organizmie aż buzowała. Myślałem o wszystkim co działo się w moim życiu, co zaczęło mnie już przerastać i męczyć. Warknąłem głośno, uderzając ostatni raz. Było to tak mocne uderzenie, że worek wypadł z uchwytu i z hukiem upadł na podłogę. Mój oddech odrobinę zwolnił jednak wciąż dyszałem ze zmęczenia. Opadłem na stojącą nieopodal kanapę i schowałem twarz w dłonie. Musiałem otrzeźwieć po takiej dawce wrażeń. Westchnąłem ciężko pod nosem wiedząc, że następnego dnia będę musiał wrócić już do obowiązków i ciężkiej pracy. Podpisałem umowę z pewną bardzo ważną firmą na rynku, nie mogę tego spierdolić, tym bardziej z moją reputacją, która była bynajmniej wzorowa. Poszedłem do kuchni w celu napicia się wody. Oparłem się pośladkami o blat i wlałem ciecz do gardła. Poczułem niesamowitą ulgę, jakbym gasił ogień w swoim przełyku. Patrzyłem tępo w ścianę na przeciwko zastanawiając się czy dam radę, byłem już wszystkim zmęczony.
-Kurwa Bieber, ty zawsze dajesz radę - odpowiedziałem sam sobie zaciskając zdeterminowany zęby.
Jednak wiedziałem, że tej nocy nie usnę.

No i mamy rozdział pierwszy! Chciałam by był on takim jakby zapoznaniem się z bohaterami. W drugim rozdziale dopiero rozkręci się akcja! Mam teraz trochę ograniczony czas przez szkołę, jednak niedługo będzie przerwa świąteczna i będę miała czas na pisanie.
Komentujcie i pomóżcie rozsławić mi to ff, proszę.
Pozdrawiam :)